poniedziałek, 11 marca 2013

Alexander Wang, Proenza Schouler i Balenciaga Fall 2013

   Ostatnimi czasy strasznie zaniedbałem bloga. Nie chce się tu niewiadomo czym usprawiedliwiać i tłumaczyć. Sprawa prosta – nie chciało mi się. Od jakiego czasu mam strasznego lenia. Najchętniej przesypiałbym całe dnie, oglądał filmy albo seriale. No niestety na to nie do końca mogę sobie pozwolić, no bo szkoła. Za jakieś 2 miesiące czeka mnie matura. Nieszczególnie mnie cieszy ten fakt, ale cóż no, mus to mus. Od jakiegoś czasu intensywnie zacząłem pracować nad pracą maturalną z polskiego pt. „ Strój, jako element charakterystyki bohatera”. Mam już prawie połowę pracy. Zostało mi dodanie kilku wątków, konkluzja i poprawki kosmetyczne całości. Powinno pójść z górki.  Dodatkowo szykuje się 8 już edycja Fashion Weeka (baner promocyjny na górze bloga). Zdecydowałem, że pojadę, mimo że 2 tygodnie później mam maturę. Doszedłem do wniosku, że i tak nie przeznaczę tego czasu na naukę, a wyjazd ten pozwoli mi w jakiś sposób odpocząć, naładować akumulatory i pozbierać inspiracje. Poza tym spotkam się z dawno niewidzianymi znajomymi.

   Jeżeli już mowa o Fashion Weeku, to za nami bardzo intensywny miesiąc pod względem pokazów mody. W największych modowych stolicach odbyły się bowiem tygodnie mody. Nowy Jork, Londyn, Mediolan, Paryż, a aktualnie Lizbona, stały się miejscami gdzie wszyscy najwięksi projektanci przedstawili swoje kolekcje na nadchodzący sezon. Dziś wracając do domu robiłem w głowie podsumowanie, który z pokazów najbardziej mi się podobał i zdecydowałem, to właśnie one będą tematem głównym tego posta. Szczerze mówiąc, było sporo dobrych pokazów, ale skupię się tylko na 3- moich ulubionych. Panie, Panowie, przed wami projektanci, którzy królować będą w sezonie 2013/14.

   Na pierwszy ogień pójdzie Alexander Wang. Jest to chyba mój ulubiony nowojorski projektant. Każda jego kolekcja jest czymś, do czego mam ochotę się modlić. Sam Wang jest dla mnie wybitnie irytujący, i moje uszy krwawią, kiedy przychodzi mi słuchać wywiadu z nim. Nie wiem, po prostu wydaję mi się być bardzo pretensjonalny i momentami arogancki. Ale nie zmienia to faktu, że robi cudowne rzeczy i jest niesamowicie zdolny. Pomijając już wszystkie aspekty wizualno-estetyczne jego pokazów ( muzyka, scenografia i światło zawsze genialnie skompilowane) to jego nowa kolekcja sprawiła, że mam ochotę zabijać zwierzątka i robić z nich futerka. Brzmi to brutalnie, ale tak jest. W swojej nowej kolekcji Alex pozostał wierny swojej minimalistycznej stylistyce, ale tym razem nadał jej sporo objętości. Wszystko za sprawą futer i wełny. Obfita paleta tkanin – alpaka, moher, karakuły i wszystko to, co przypomina włosy, utrzymane w kolorystyce szarości. Bogate i zaskakujące faktury i obfite proporcje - było to coś zupełnie innego, od precyzyjnej minimalistycznej linii, którą do tej pory wypracował Wang. Było to jednak bardzo interesujące i w jakiś sposób ryzykowne dla niego. W całości główną rolę odgrywały płaszcze i futra, drelichowe spodnie i dzianinowe spódnice były tylko tłem. Przestronne płaszcze z elementami z szarego futra, alpaka i skóra ukształtowane w grube fałdy czy przysadziste klapy, które tworzyły zaokrąglenia ramion i stożkowate rękawy. Przypadkowo czy też nie, ale przypominały Balenciage. Wiele płaszczy było bardzo ciemnych i w jakiś sposób agresywnych, szczególnie te z solidnej skóry. Wang utrzymał objętość i gęstość tkanin w elegancji, tak jak jeden cudowny płaszcz, ciemnoniebieski u góry, czarny na dole z suwakiem na boku. 

   Kolejnym main themem całej kolekcji były smokingi wykonane z satyny. Biały kombinezon v-neck zestawiony z szara dzianiną narzuconą na ramiona, jako alternatywa dla futrzanej etoli. 
Wang uwielbia zabawę ze stylizacjami – jego modelki uczesane w gładkiego kucyka, który wystawał z dziurki wyciętej w ciasnym kapturze. Przede wszystkim warto zwrócić uwagę na opuszczona linie tali.  Niektóre outfity wykończone były wielkimi futrzanymi rękawicami, które przypominały te bokserskie. Było kilka błyszczących swetrów – efekt uzyskany poprzez oprawienie spolaryzowanej soczewki wewnątrz moheru. Takie elemementy dostarczały widzowi chwilę zabawy i nie maskując przy tym większej dojrzałości, jaka pokazał Wang w tej kolekcji.  Nie wspomnę już nic o cudownej Gosi Beli zamykającej pokaz.
 

   Teraz czas na mój ulubiony modowy duet, a mianowicie Jacka i Lazaro z Proenza Schouler. Chłopaki są po prostu fenomenalni. Śledzę ich poczynania od początku ich kariery i za każdym razem mnie czymś zaskakują. Kolekcja Fall 2013 może być ich przełomową. Ich prace od jakiegoś czasu są widocznie bardziej dopracowane, łącznie z wiosenną oczopląsogenną kolekcje. Po obejrzeniu ich jesiennej kolekcji czuję, że zrobili duży skok nawet stamtąd. Tutaj, przedstawili wysoki poziom komfortu subtelności, co z kolei daje jawny przejaw wyrafinowania. To fantastyczne, że duet chce dotrzeć nie tylko do fashionistek – bo one zawsze będą kochać Proenze, ale chce otworzyć się na kobiety kochające mode (czyt. kobiety starsze).

   Widać, że projektanci nadal fascynują się zabawą fakturami i nadal chcą ją odpowiednio rozwijać. Inspiracją dla nich były dzieła autorstwa fotografa Johna Divoli, a także skaryfikacje. Można powiedzieć, że była to wariacja na temat skór. Wszystko się na nich opierało. Dominująca była jednak skóra ze strusia, w której laserem powycinano fantazyjne wzory. Bardzo minimalistyczna paleta kolorów – biele, czernie, szarość, okazjonalnie prawie pastele. 

   Kiedy pojawił się pierwszy look pokazu (a w nim moja ukochana Sasha) miałem wrażenie, że trochę się zainspirowali Balenciagą, przez te zaokrąglone ramiona płaszcza. Szybko jednak sylwetki zmieniły kształt na bardziej modernistyczny, niektóre zahaczały o lata 90, a niektóre o były całkowicie nowe. Bardzo podobało mi się użycie strusich piór na spódnicach, łańcuchowe zdobienia i gradientowe swetry. Bardzo proste i neutralne stylizacje modelek stanowiły świetną bazę dla całej kolekcji. To była chyba jedna z ich najseksowniejszych kolekcji, mimo że była bardzo zakryta. Wszystko za sprawą kobiecych kroi i wycięć na plecach. Było coś w tym intymnego. Wszystko było bardzo czyste, wiedziałeś, na co patrzysz.
 

   Ostatnią już kolekcja będzie chyba najbardziej wyczekiwany przeze mnie pokaz paryskiego tygodnia mody. Balenciaga. Miałem bardzo duże obawy, co do tego jak wypadnie debiutancka kolekcja Wanga dla tego domu mody. Bałem się, że Alex zrobi z niego drugiego Wanga, kompletnie odkładając na bok dotychczasowe tradycje domu. Że jego nowojorski minimalistyczni sznyt i inspiracje ulicą, weźmie górę na tym, co od lat wypracował Ghesquiere. Tak się dzięki bogu nie stało. To, co mnie zaskoczyło, to duże nawiązanie do dawnej Balenciagi. Jest mnóstwo pelerynek, tkaniny, kształty, ale wszystko w bardzo w bardzo minimalistycznym stylu, co moim zdaniem jest świetne. Robi to ubrania bardziej zdatnymi do noszenia. Pojawiły się tu również elementy uliczne, skórzane buty, które pokochałem. To, co jest zadowalające w tej kolekcji to to, że nie bije cię po twarzy komercjalizacją, co wielu podaje za powód przyjęcia Wanga. Widać, że Alex zrobił dobry research w historii domu. Patrząc na to z perspektywy czasu to jego prace przypominają bardziej te z okresu Cristobal’a niż te z kadencji Nicolasa. Na pytanie „Ludzie pytają cię ‘Jak będzie wyglądać następna kolekcja?’ Czy nie czujesz się osaczony?” Wang odpowiedział „Nie, jestem podekscytowany, wiesz?”. Tutaj z mojej strony pojawia się duży ukłon w stronę Alexandra, bo mimo presji, która nad nim wisiała, i właściwie to wisi nadal, on zrobił coś fantastycznego. Dostosował się do reguł domu, ale również dodał do nich trochę siebie, co uważam za duży i pozytywny krok. 

   Oszczędzę sobie rozwodzenie się nad samą kolekcją, bo właściwie nie na niej chciałem opierać cały wywód. 


   No i udało mi się przebrnąć przez cieplutkiego Wanga, innowacje u Proenzy i niezrujnowaną Balenciagę. To tyle dziś. Dobranoc! :D

foto: materiały prasowe