Ostatnimi czasy strasznie zaniedbałem bloga. Nie chce się tu
niewiadomo czym usprawiedliwiać i tłumaczyć. Sprawa prosta – nie chciało mi
się. Od jakiego czasu mam strasznego lenia. Najchętniej przesypiałbym całe
dnie, oglądał filmy albo seriale. No niestety na to nie do końca mogę sobie
pozwolić, no bo szkoła. Za jakieś 2 miesiące czeka mnie matura. Nieszczególnie
mnie cieszy ten fakt, ale cóż no, mus to mus. Od jakiegoś czasu intensywnie
zacząłem pracować nad pracą maturalną z polskiego pt. „ Strój, jako element
charakterystyki bohatera”. Mam już prawie połowę pracy. Zostało mi dodanie
kilku wątków, konkluzja i poprawki kosmetyczne całości. Powinno pójść z górki. Dodatkowo szykuje się 8 już edycja Fashion
Weeka (baner promocyjny na górze bloga). Zdecydowałem, że pojadę, mimo że 2
tygodnie później mam maturę. Doszedłem do wniosku, że i tak nie przeznaczę tego
czasu na naukę, a wyjazd ten pozwoli mi w jakiś sposób odpocząć, naładować
akumulatory i pozbierać inspiracje. Poza tym spotkam się z dawno niewidzianymi
znajomymi.
Jeżeli już mowa o Fashion Weeku, to za nami bardzo
intensywny miesiąc pod względem pokazów mody. W największych modowych stolicach
odbyły się bowiem tygodnie mody. Nowy Jork, Londyn, Mediolan, Paryż, a
aktualnie Lizbona, stały się miejscami gdzie wszyscy najwięksi projektanci
przedstawili swoje kolekcje na nadchodzący sezon. Dziś wracając do domu robiłem
w głowie podsumowanie, który z pokazów najbardziej mi się podobał i
zdecydowałem, to właśnie one będą tematem głównym tego posta. Szczerze mówiąc,
było sporo dobrych pokazów, ale skupię się tylko na 3- moich ulubionych. Panie,
Panowie, przed wami projektanci, którzy królować będą w sezonie 2013/14.
Na pierwszy ogień pójdzie Alexander Wang. Jest to chyba mój
ulubiony nowojorski projektant. Każda jego kolekcja jest czymś, do czego mam
ochotę się modlić. Sam Wang jest dla mnie wybitnie irytujący, i moje uszy krwawią,
kiedy przychodzi mi słuchać wywiadu z nim. Nie wiem, po prostu wydaję mi się
być bardzo pretensjonalny i momentami arogancki. Ale nie zmienia to faktu, że
robi cudowne rzeczy i jest niesamowicie zdolny. Pomijając już wszystkie aspekty
wizualno-estetyczne jego pokazów ( muzyka, scenografia i światło zawsze
genialnie skompilowane) to jego nowa kolekcja sprawiła, że mam ochotę zabijać
zwierzątka i robić z nich futerka. Brzmi to brutalnie, ale tak jest. W swojej
nowej kolekcji Alex pozostał wierny swojej minimalistycznej stylistyce, ale tym
razem nadał jej sporo objętości. Wszystko za sprawą futer i wełny. Obfita
paleta tkanin – alpaka, moher, karakuły i wszystko to, co przypomina włosy,
utrzymane w kolorystyce szarości. Bogate i zaskakujące faktury i obfite
proporcje - było to coś zupełnie innego, od precyzyjnej minimalistycznej linii,
którą do tej pory wypracował Wang. Było to jednak bardzo interesujące i w jakiś
sposób ryzykowne dla niego. W całości główną rolę odgrywały płaszcze i futra, drelichowe
spodnie i dzianinowe spódnice były tylko tłem. Przestronne płaszcze z
elementami z szarego futra, alpaka i skóra ukształtowane w grube fałdy czy przysadziste
klapy, które tworzyły zaokrąglenia ramion i stożkowate rękawy. Przypadkowo czy
też nie, ale przypominały Balenciage. Wiele płaszczy było bardzo ciemnych i w
jakiś sposób agresywnych, szczególnie te z solidnej skóry. Wang utrzymał objętość
i gęstość tkanin w elegancji, tak jak jeden cudowny płaszcz, ciemnoniebieski u
góry, czarny na dole z suwakiem na boku.
Kolejnym main themem całej kolekcji były smokingi wykonane z
satyny. Biały kombinezon v-neck zestawiony z szara dzianiną narzuconą na ramiona,
jako alternatywa dla futrzanej etoli.
Wang uwielbia zabawę ze stylizacjami – jego modelki uczesane
w gładkiego kucyka, który wystawał z dziurki wyciętej w ciasnym kapturze. Przede
wszystkim warto zwrócić uwagę na opuszczona linie tali. Niektóre outfity wykończone były wielkimi
futrzanymi rękawicami, które przypominały te bokserskie. Było kilka
błyszczących swetrów – efekt uzyskany poprzez oprawienie spolaryzowanej
soczewki wewnątrz moheru. Takie elemementy dostarczały widzowi chwilę zabawy i nie
maskując przy tym większej dojrzałości, jaka pokazał Wang w tej kolekcji. Nie wspomnę już nic o cudownej Gosi Beli
zamykającej pokaz.
Teraz czas na mój ulubiony modowy duet, a mianowicie Jacka i
Lazaro z Proenza Schouler. Chłopaki są po prostu fenomenalni. Śledzę ich
poczynania od początku ich kariery i za każdym razem mnie czymś zaskakują. Kolekcja
Fall 2013 może być ich przełomową. Ich prace od jakiegoś czasu są widocznie
bardziej dopracowane, łącznie z wiosenną oczopląsogenną kolekcje. Po obejrzeniu
ich jesiennej kolekcji czuję, że zrobili duży skok nawet stamtąd. Tutaj,
przedstawili wysoki poziom komfortu subtelności, co z kolei daje jawny przejaw
wyrafinowania. To fantastyczne, że duet chce dotrzeć nie tylko do fashionistek –
bo one zawsze będą kochać Proenze, ale chce otworzyć się na kobiety kochające
mode (czyt. kobiety starsze).
Widać, że projektanci nadal fascynują się zabawą fakturami i
nadal chcą ją odpowiednio rozwijać. Inspiracją dla nich były dzieła autorstwa
fotografa Johna Divoli, a także skaryfikacje. Można powiedzieć, że była to
wariacja na temat skór. Wszystko się na nich opierało. Dominująca była jednak
skóra ze strusia, w której laserem powycinano fantazyjne wzory. Bardzo
minimalistyczna paleta kolorów – biele, czernie, szarość, okazjonalnie prawie
pastele.
Kiedy pojawił się pierwszy look pokazu (a w nim moja
ukochana Sasha) miałem wrażenie, że trochę się zainspirowali Balenciagą, przez
te zaokrąglone ramiona płaszcza. Szybko jednak sylwetki zmieniły kształt na
bardziej modernistyczny, niektóre zahaczały o lata 90, a niektóre o były
całkowicie nowe. Bardzo podobało mi się użycie strusich piór na spódnicach,
łańcuchowe zdobienia i gradientowe swetry. Bardzo proste i neutralne stylizacje
modelek stanowiły świetną bazę dla całej kolekcji. To była chyba jedna z ich
najseksowniejszych kolekcji, mimo że była bardzo zakryta. Wszystko za sprawą
kobiecych kroi i wycięć na plecach. Było coś w tym intymnego. Wszystko było
bardzo czyste, wiedziałeś, na co patrzysz.
Ostatnią już kolekcja będzie chyba najbardziej wyczekiwany
przeze mnie pokaz paryskiego tygodnia mody. Balenciaga. Miałem bardzo duże
obawy, co do tego jak wypadnie debiutancka kolekcja Wanga dla tego domu mody. Bałem
się, że Alex zrobi z niego drugiego Wanga, kompletnie odkładając na bok
dotychczasowe tradycje domu. Że jego nowojorski minimalistyczni sznyt i
inspiracje ulicą, weźmie górę na tym, co od lat wypracował Ghesquiere. Tak się
dzięki bogu nie stało. To, co mnie zaskoczyło, to duże nawiązanie do dawnej
Balenciagi. Jest mnóstwo pelerynek, tkaniny, kształty, ale wszystko w bardzo w
bardzo minimalistycznym stylu, co moim zdaniem jest świetne. Robi to ubrania
bardziej zdatnymi do noszenia. Pojawiły się tu również elementy uliczne,
skórzane buty, które pokochałem. To, co jest zadowalające w tej kolekcji to to,
że nie bije cię po twarzy komercjalizacją, co wielu podaje za powód przyjęcia
Wanga. Widać, że Alex zrobił dobry research w historii domu. Patrząc na to z
perspektywy czasu to jego prace przypominają bardziej te z okresu Cristobal’a
niż te z kadencji Nicolasa. Na pytanie „Ludzie pytają cię ‘Jak będzie wyglądać
następna kolekcja?’ Czy nie czujesz się osaczony?” Wang odpowiedział „Nie,
jestem podekscytowany, wiesz?”. Tutaj z mojej strony pojawia się duży ukłon w stronę Alexandra, bo mimo presji, która nad nim wisiała, i właściwie to wisi nadal,
on zrobił coś fantastycznego. Dostosował się do reguł domu, ale również dodał
do nich trochę siebie, co uważam za duży i pozytywny krok.
Oszczędzę sobie rozwodzenie się nad samą kolekcją, bo
właściwie nie na niej chciałem opierać cały wywód.
No i udało mi się przebrnąć przez cieplutkiego Wanga,
innowacje u Proenzy i niezrujnowaną Balenciagę. To tyle dziś. Dobranoc! :D
foto: materiały prasowe